10.09.2012 13:21
Zakręcona serpentynami niedziela...
Niedzielny obiad u teściów - wiadomo - rosołek,
schabowy... I nagle hasło od kolegi, może się gdzieś
przejedziemy? A proszę bardzo! Jak najbardziej jestem za!
Wycieczka miała być widokowa, Jezioro Dobczyckie itp, więc w
plecaku wylądował aparat, woda, dokumenty i w drogę.
Już na samym początku zostałam poinformowana o zmianie
planów, że wycieczka będzie gdzieś dalej, inne miejsce.
Brzmiało obiecująco - ja lubię w jeździe właśnie to, że można
dalej, w nieznane. Ile razy się na tym przejadę? Kto wie...
Gdybym wiedziała jakie miejsce mamy zamiar odwiedzić, chyba bym
się nie zdecydowała.
Wyjazd z Wieliczki i znana mi
droga do Myślenic, wbiliśmy na Zakopiankę, słońce miga zza barier
dźwiękochłonnych, nie spieszymy się, droga gładka, dwupasmowa, w
tle widać już góry. Zjazd w Lubniu i kierujemy sie na
Mszanę. Nie znałam tej drogi. Zaskoczona byłam, gdy wyjechaliśmy
nagle w miasteczku, które bardzo lubię :-)
W
Mszanie w prawo na światłach i również jedna z moich
ulubionych dróg w stronę Kamienicy. Delikatne łuki, troche
prostych, domu wzdłuż drogi, swojsko odrobinę. Nie lubię się
spieszyć, więc rozglądam się i daję się wyprzedzać, a co! W końcu
to wycieczka!
W pewnym momencie kolega wyprzedza mnie
i sygnalizuje skręt w lewo... Oj, czyli znów coś nowego.
Zaczynamy podjazd w górę, w tle majaczy las, zrobiło się
zimno, słońce oświetla już tylko szczyty, jesienne drzewa emanują
takimi kolorami, że nic tylko zrobić STOP i pooglądać sobie
trochę to cudne zjawisko... Że też kur...! Co to za bydle!
Z bramy wyskoczyło coś na kształt cielaka, nie dogoniło kolegi,
za to zauważyło mnie i szarżuje! Uciekło na całe szczęście i nie
chwyciło mnie za nogę... Podjeżdżamy do góry, a ja czuję,
że nogi robią się tak cholernie bezwładne... Matko, zemdleję?
Nieee...
Przed oczami pojawiła się tablica wielkości
solidnych drzwi z napisami: ZWOLNIJ! UWAGA! SERPENTYNY 3KM.
Że co? Jakie serpentyny? Halo! Ja tu nie jadę! Sobie mogę w
kasku krzyczeć - sama do siebie chyba. Co tam, raz sie żyje!
Pierwszy zakręt, tarka na poboczu, metalowa banda... Kurcze, jak
na torze... Kładę się i rududu - przejechałam. Kolejny i jeszcze
jeden... W głowie już mi się kręci, za każdym razem mam wrażenie,
że za chwilę któreś koło stwierdzi, że dalej sie ze mną
toczyć nie będzie! Za mna auta - babo! Weź się w garść i kładź
się mocniej! A błędnik już informuje, że chyba przekraczam swoje
własne granice, a za chwilę to może pewnie i motocykla... I tak
te 3 km w prawo, w lewo, w prawo, w lewo...
Kolega
pewnie się nudzi, bo wg. mnie - wlokę się niemiłosiernie. Żołądek
zrobił się maleńki, pewnie nie większy niż moja pięść, kolana
zmiękły, ręce drżą na kierownicy... Zjechaliśmy z tej cholernej
góry, z tego wszystkiego tak mi sie zimno zrobiło...
Dalsza część trasy przebiegła już całkiem spokojnie,
pomijając fakt debila w aucie, który zabrał się do
wyprzedzania mnie, kolegi i jeszcze jednego samochodu na odcinku
ok. 300 metrów - tuż przed lewym zakrętem... Życzyłam
chłopu impotencji w średnim wieku... Taki z niego kozak!
Do domu dotarliśmy już bez słoneczka, które ostatecznie
pożegnało nas w okolicach Muchówki i
Królówki barwiąc chmury na czerwień i pomarańcze...
Zdjęć nie wykonaliśmy żadnych, przystanek był tylko jeden...
Wnioski? Są. Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.
Psychikę przede wszystkim. Póki co każdy zakręt dla mnie
to walka ze strachem i z własnymi słabościami. Każdy ostrzejszy
zakręt...
Gdyby ktoś chciał sobie zafundować taką
wycieczkę - poniżej mapka:
- odcinek G-H - przełęcz
pod Ostrą (tu te rajdowe winkle)
- odcinek I-J - kolejne
serpentyny igenialne widoki na stok narciarski w Laskowej, a ze
szczytu już wszędzie pięknie (Rozdziele)
Komentarze : 1
Jak ja zazdroszczę Wam, "południowcom". Tych serpentyn w zasięgu popołudniowej pojeżdżawki. Najfajniejsze zakręty jakie są na pomorzu, ech... Szkoda pisać.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (8)
- Nauka jazdy (8)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (20)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)