11.07.2012 11:27
Miała być wycieczka "dookoła komina"...
Jak w tytule. Plan był taki, by w niedzielę, z samego rana wstać, zjeść i przejechac się gdzieś niedaleko, max 100 km, coś zobaczyć, zwiedzić i bez ciśnienia wrócić na obiad... Taaa... Kto zna mnie i męża wie, że plany to sobie można robić - i tak zawsze kończy się na spontanie.
Po śniadaniu - eeeee - nie, nie jedziemy, jakieś takie chmury dziwne, małż wymęczony, nic, siedzimy w domu. Przewaliła się burza, zjedliśmy obiad, leniuchowania ciąg dalszy... Wściekła trochę byłam, bo chciałam jechać, jak na złość nic z tego nie wyszło... Po chwili małż mój zadumał sie przy oknie i zapytał, czy jedziemy? No baaa! Nie wiadomo gdzie, po co i na jak długo, bo 16 na zegarze, ale ważne, że jedziemy :-) Zapakowałam się w skórę, zabrałam kasę, dokumenty, sprzęty już czekają - plan wycieczki - gdzieś za Pcim, tam jakiś piękny punkt widokowy jest. Wyjechaliśmy, tankowanie i w drogę. Prędkość typowo "patrolowa", za Zetką musiałam grzecznie i bez wygłupów. Droga, którą znałam szybko sie skończyła i zaczęły się dróżki znane tylko mężowi.
I pierwszy błąd! Babo - nie goń nikogo jak drogi nie znasz! Małż się rozkręcił to i ja odrobinę chciałam, nie mogłam go dogonić to odkręcałam trochę. Zdziwiłam się mocno, gdy nagle lewy zakręt zacieśnił sie tuż za szczytem - kur.... ten mój odruch głupi - nacisnęłam klamkę! Zamiast składać się mocniej ja hamuję! Kretynka! Na szczęście nic się nie stało, bo rozum zwyciężył, złożyłam się mocniej, hamulec odpuściłam i udało się. Ale wiem - nie umiem skręcać!
Wyjeżdżamy z jakiejś wioseczki, skręcamy w lewo i już widzę tą "cudowną" drogę. Wije się to to pomiędzy łąkami, droga szeroka na jeden samochód, asfalcik gładziuteńki i mokry - aż błyszczy się z daleka... Niedawno musiało padać. Pięknie! Zetka męża mocą nie grzeszy, musiałam wbić u siebie jedynkę i tak sobie suniemy razem. Co chwilę jakiś "lokalny" jedzie z góry właściwie na pamięć, więc na wszelki wypadek zatrzymuję się przy każdej mijance. Wiadomo - przezorny zawsze ubezpieczony! Udało sie dotrzeć na szczyt i faktycznie :-) Piękne widoki! Lasy, łąki, piękne góry, od czasu do czas wyrasta jakis dom... Sielanka. Zatrzymaliśmy się, podziwiamy - odchyliłam szybkę kasku, powietrze pachnie lasem, mokrą korą, asfaltem...
Hej! Ale przecież jak się wyjechało na górę, to teraz trzeba zjechać... Po tym mokrym i śliskim? Ja? Nieeee... W dodatku jak na złość po drugiej stronie góry prowadzą "roboty drogowe" - powycinali asfalt w każdym szczycie każdego zakrętu w poprzek do zewnętrznej... Już widziałam siebie jak leżę albo jeszcze lepiej - jak lecę w te drzewa, sunę na tyłku za GSem z tej skarpy prosto w urwisko... Spiełam się okropnie, ale zjechałam. W żółwim tempie, muszę to przyznać, ale zjechałam. Stop na skrzyżowaniu, odchylamy kaski i o jaaaa... W Makowie przecież jesteśmy! No to ładna mi krótka wycieczka!
Szybka piłka, skręcamy w lewo i jedziemy po.... oscypki :-) Cel wycieczki - przełęcz Krowiarki. Jedziemy równiutko, max. 80 km/h, spokojnie staram się analizować każdy winkiel, fajnie mi :-) Dogoniliśmy(??? jak to możliwe) innego motocyklistę i teraz już we trójkę wspinamy się do góry. Po drodze mijamy się z motocyklistami, którzy już wracają, machamy, pachnie lasem, pachnie górską rzeką, znacie ten zapach? Takie zmoczone i zakurzone kamienie, zapach krystalicznie czystej wody... Na samą myśl o niej zaczynają mnie boleć zęby :-) Ech, ależ ona musi być zimna!
Ostatni zakręt w lewo i parkujemy na poboczu. Dojechałam ostatnia, motocyklista-tyrysta już siedzi na poręczy, ćmi sobie papieroska, małż kupuje moje ulubione oscypki, stop, wyłączam zapłon, otwieram boczną stopkę, zsiadam... O mój tyyyyłek! Kask z głowy - czy ja moge jutro nie iść do pracy? Musimy wracać? Strasznie nie chcę... Turysta (zagraniczny się okazało) na mój widok szczerze się uśmiechnął i ćmił sobie dalej siedząc na tej drewnianej poręczy. Wsunęłam "na miejscu" jednego oscypka - białego - koniecznie nie wędzonego, kilka "makaroników" i cóż, trzeba jechac dalej... Pożegnaliśmy przypadkowego kompana wcycieczki i jazda.
Teraz zjazd w dół, mijamy znajomy punkt widokowy - cholera, nie widać Tatr - szkoda... Lubię patrzeć na góry, wyobrażać sobie, że taki widok mam z mojego tarasu górskiego domu... Mijamy camping, na którym co roku mieszkamy przynajmniej kilka dni i jedziemy dalej. W samej Zubrzycy jeszcze szybko do sklepu, bo po tych oscypkach pić się zachciało, zjeżdżamy do Jabłonki - dalej gór nie ma... Tyle, że teraz już wiem dlaczego - niebieskie, ciemne chmury... I grzmi... Cudownie!
Nawijamy na krajową, zasuwamy do Rabki ile się da. Co prawda droga szeroka i szybka, auta nas mijają, ale całkiem niezłe tempo mamy - z góry i z wiatrem w plecy małż wyrabia nawet i ponad 90 :-) Rozkoszuję się widokami, wokoło pola, lasy, łagodne pagórki, po lewej zostawiamy Babią... Znów pachnie, ale inaczej, pachnie deszczem, a my się spieszymy, może nas nie dogoni? Zerkam od czasu do czasu w lewo i obserwuję ciemne chmurzyska, które już się z nami zrównały.
W Rabce mokry asfalt - byłaś tu burzo? Cholera, trzeba jechac ostrożniej. Małż zasuwa nadal tym samym tempem, wiem, wiem, mam go nie gonić, ale ja nie chcę wracać sama w tej burzy? Na kasku zaczynają rozbijać się krople deszczu, czuję też jak uderzają o skórę - pac, pac, pac... Droga zaczyna parować, delikatna mgiełka unosi sie też nad łąkami - cholera, mimo wszystko ładnie :-) Człowiek jadący samochodem kompletnie tego nie czuje, nie widzi... Wszystko zmywają wycieraczki...
W Mszanie robi się już całkiem cimno, chmura ma kolor granatowo-czarny, na drzewach widzę błyski uderzających piorunów gdzies tam z tyłu. Niecodzienny widok! Przez Wiśniową, Dobczyce, Raciborsko jakimś cudem omijamy deszcz, teraz już czuję, że jestem zdenerwowana, kompletnie nie myślę o tym jak mam jechać, jak brać zakręty - dziwne uczucie, jadę zupełnie odruchowo i sprawia mi to ogromną przyjemność!
Do domu docieramy już w totalnej ulewie, ciemności, a burza rozrabia nad naszymi głowami. Pioruny uderzają raz za razem, małż szybko pakuje sprzęty pod dach... Uff.... Ściągam ciuchy, padam na kanapę... Fajnie było :-) Uśmiech mam przyklejony do twarzy :-)
W sobotę znów jedziemy do Zubrzycy! Kocham to miejsce! Jest takie "moje"...
Komentarze : 16
Ech, ludziska, podziwiajcie wycieczkę, wczujcie się w klimat, proszę głęboko oddychać, manetki robią się lekkie... Z kolei moje Kociewsko - Kaszubskie okołokominowania nigdy nie zamykają się poniżej 200 kilometrów. Do pracy mam 50, więc wycieczka niewiele dłuższa niż wyjazd do roboty i z powrotem byłaby jakaś taka... niewycieczkowa. Dla licytantów: proszę oddychać głęboko, manetki robią się lekkie ;-)
Mikkagie jestem wypoczęty:) i nie miałem nic złego na myśli odnośnie autorki:)nerwowo może troszeczkę blogi Siersciuchy zwyczajnie lubię:) czytam je zamiast onetu jakiegoś fanpagu fejs-zbuka itp. więc luzik
Piotruś, odpocznij. Niepotrzebnie wprowadzasz nerwową atmosferą. Nikt tutaj tego nie potrzebuje. Napinki proponuję urządzać na Onecie albo fanpage'u Harrego Pottera.
Dodatkowo zwracam Waszą uwagę na fakt, że autorka bloga poprosiła o zakończenie tej dyskusji. Sprawiliście przykrość kobiecie.
Wszyscy, kurde, najmądrzejsi.
rebelion dekiel to masz zamiast czegoś tam skoro się pchasz na drogę jak gołoledź wielki turysta łoi oblodzone serpentyny przy 10km/h takie przykłady to sobie zostaw dla dzieci z pierwszej gimnazjum może się będą fascynować bo motocykliści wyśmieją,ja wyciągnę moto w zimę i będę jechał po lodowisku 5 na godzinę "na podwójnej podpórce" da się?da! tu jest Polska a nie Alpy i sprawa dotyczyła jazdy w deszcz no ale spec od jazdy na lodzie się odezwał schodzisz na kolano czy od razu na plecach w zaspę??:)a autorce tylko dałem uwagę w imieniu dobra jej zabawki sama potwierdziła że uważa itp bo tak ktoś zakatował poprzedni silniczek
Nie no nie przemilczę dziada. Piotruś sorry ale to ty zacząłeś tu zrzędzić rzucając wobec autorki jakieś cierpkie uwagi o zakatowaniu, później z czegoś się tłumaczysz, że niby nie to na myśli i inne blablanie a na koniec rzucasz - nie słuchaj ich zrzędzenia... Nosz kurna :D masz koleś rozdwojenie jaźni
Ze swojej strony i doświadczenia - przejedź się kiedyś fachowcu po wiosennych pokrytych gołoledzią alpejskich serpentynach na podwójnej podpórce i gwarantuję ci, że twoje odwijanie i "przecież można szybciej" równie szybko zostanie zweryfikowane przez siły fizyki. I uwierz mi na słowo - kilka kilosów, ponad 40 minut takiej jazdy z prędkością max 10 na blacie, NA JEDYNCE, a silnik dalej chodzi jak zegarek, a wężyk nie spadł i płyn dalej w chłodnicy! Ło ja jebe niesamowite!!!
Po prostu wbij sobie w dekiel, że czasem nie ma siły - inaczej się nie da.
Super! :) Więcej więcej więcej :)
Hej, nie kłóćcie się proszę o tą nieszczęsną jazdę na jedynce. Nie ciągnęłam tak długo, tylko w najbardziej stromych momentach, na najgorszych zakrętach... Uważam bardzo, by nie przegrzać GSa, a możecie mi wierzyć na słowo. Uczulona jestem na to, bo pierwszy i oryginalny silnik został właśnie tak zakatowany... Nie przeze mnie, ale nie chcę powtórzyć tego zonka...
A co do fotek - jeśli tylko w sobotę się wybierzemy - pokażę Wam te moje ulubione miejsca - obiecuję! Aparatu do kieszeni niestety nie zmieszczę, bo nie mam kompaktu, ale zrobimy jakieś foty.
rebelion eh ludzie powodzenia w jeździe na jedynce...jest tak napisane dosyć jednoznacznie.Nie musi dochodzić do czerwonego wystarczy że przegrzewa silnik, stunt motocykle pracują na ciągle włączonym wentylatorze i tak osiągają większą temperaturę niż normalnie zresztą nie na darmo skośnoocy inżynierowie piszą serwisówki "unikaj dłuższej pracy silnika na biegu jałowym,unikaj dłuższej jazdy na pierwszym biegu"czy tak jechała tylko wnioskuje z wpisu może się mylę.Kto jeździł na zlot do Częstochowy ostatnia prosta na błonia w upale i w ścisku to pamięta wypluwane płyny chłodnicze,chłodnice choperów niemal rozsadzane spadające wężyki itp uzdrowicielskie dla maszyny to na pewno nie jest więc nie pitol jeden z drugim:)nawet po mokrym można jechać odrobinę szybciej 2,3.Właśnie dlatego już unikam zlotów i parad jazda 40km/h ja się gotuje a moto jeszcze bardziej ale emeryty na krążownikach to uwielbiają:P a jeszcze piszesz że się wlekli 10km/h tyle to jedzie kilkulatek na trójkołowcu:) rozumie rozwaga itp ale można spokojnie szybciej bez męczarni dla moto nawet w deszcz
Sierściucha nie słuchaj ich zrzędzenia manata opór!!:)
Z tym, że zakatuje motocykl nie zgodzę się nijak. Gorzej, że na mokrym asfalcie moto na pierwszym biegu może zachować się nieobliczalnie, jeżeli kierowca zapomni się i zbyt ostro potraktuje manetkę.
Kurcze, zazdroszczę Wam tych gór... ;)
@Piotr84 a niby dlaczego ma zakatować, a kto ci powiedział, ze jechała na tej jedynce i zamykała czerwone pole? jeśli się wlekli 10km/h to co miała jechać na dwójce?trójce? wtedy dopiero zakatowałaby motocykle eh ludzie...
sierściucha swietnie piszesz i tym samym swietnie sie to czyta! liczę na więcej, przy okazji wrzuć kiedyś aparat do kieszeni i uracz nas kilkoma widoczkami, bedzie łatwiej wczuć się w klimat :)
"musiałam wbić u siebie jedynkę " zakatujesz ten motocykl
Dodatkowo zasada dla jeżdżących w grupie:
- najwolniejszy/ najsłabszy/ najmniej doświadczony jedzie pierwszy.
Jeśli jedzie ostatni to niech nie próbuje gonić prowadzących za wszelką cenę, bo prędzej czy później zabraknie mu umiejętności, duuużo szybciej niż gazu pod manetą. Zgrana grupa poczeka na takiego delikwenta, jeśli nie to powinien poszukać innego towarzystwa.
Dobry kierowca na słabym sprzęcie jest duuużo szybszy od słabego na mocnym, szczególnie w górach, na krętych drogach i w mieście...
pozdrawiam i życzę postępów
PS. Suzuki GS - jedyny GS jaki się nie psuje ;-)
Co do zakretow to... dwa hasla. Po pierwsze: bez paniki. Po drugie: potrenuj przeciwskret. Na poczatek wystarczy pusty plac / parking.
Piękne te okolice, po których się poruszaliście. Przełęcz Krowiarki genialna! Pozdrawiam i życzę kolejnych udanych wycieczek.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (8)
- Nauka jazdy (8)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (20)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)