30.07.2012 10:10
Nawijam i nawijam...
Kolejne wycieczki za mną, jedna z mężem do Ochotnicy Górnej, podczas której przywoływałam wspomnienia z czasów "gówniarstwa"... Ech...
Drugi wyjazd już samotny, tym razem za Krościenko... Ciągnie mnie w te góry i lasy, oj ciągnie. Znajomy wraz ze swoim towarzystwem bawił tam na zlocie, zaprosił na kawę, hmmm - daleko nie mam, czemu nie. Przecież do odważnych świat należy, tak?
Zapakowałam się na moto, tankowanie i w drogę. Trasa bardzo
przyjemna, znów tymi bardziej bocznymi drogami, po cholerę
pchać się Zakopianką, jak można w cudnych okolicznościach
przyrody kontemplować. Odkryłam, że w czasie jazdy fajnie mi się
myśli o życiu, tak po prostu...
Droga przez Dobczyce,
Wiśniową, Kasinę, Mszanę leciała jakoś tak sama. W Kamienicy już
bardzo przyjemnie, wpadłam do Krościenka, oj, ludzi dużo... Po
kilkunastu minutach dotarłam do celu. Szybko wypiłam kawę,
cóż... Ktoś na GSie nie bardzo pasuje chyba do towarzystwa
na wypasach, więc co ja tu będę robić... Poza tym pogoda zaczęła
się dość mocno chrzanić, chmury nad jeziorem, Tatry ledwo
widoczne, duszno... Pożegnałam znajomego, podziękowałam za kawę i
po chwili już nawijałam do domu.
Bardzo dużo myślałam, cholera, miałam wrażenie, że powinnam posiadać conajmniej coś za 30 tyś. żeby czuć się "motocyklistką"? Takie mieszane odczucia, cholernie mieszane... Bo kupiłam go i domagałam się naprawy? Pomijam już zupełnie fakt, że zapłaciłam za coś z 2002 roku, a silnik obecny na bank jest mocno starszy - teoretycznie tańszy? Że wywaliłam troche kasy w błoto na same dojazdy i transport... Hmmm... Ciul z tym, grunt, że się dobrze bawię jeżdżąc sobie teraz gdzieś przed siebie...
Tak się zamyśliłam, że w ostatniej chwili zauważyłam Panią, która nieświadomie bardzo chciała mnie zabić. Awaryjne hamowanie, palec na klaksonie, strach w oczach... Pani postanowiła zawrócić sobie na prawym łuku startując z pobocza, a że droga wąska, to staneła w poprzek jezdni... Nawet spacerowicze na chodniku ją ochrzanili... Jedyneczka, dwójeczka i znowu lecę i znowu sobie myślę, że cholera jednak życie piękne jest, że wracam sobie do domu, mam do kogo, mam do czego, że cholera - trzeba coś zrobić z pracą, bo ciągle kasy mało... Takie tematy łatwiej się wałkuje, jeśli człowiekowi tak od niczego jest przyjemnie, mniejsze sie wydają...
Jadę za autami - co ja sie tam spieszyć będę, zdążę przeciez na kolację... Stop, koreczek na prostej. Na prostej??? Cholera, migają światła po lewej, wóż strażacki jeden, drugi, pół wsi leci chodnikiem, coś sobie krzyczą, widać, że ogromnie zaaferowani, powychodzili z domów... Czekamy i czekamy, w końcu można jechać, więc oczywiście wolniutko, trzeba przecież zobaczyć. Szlag! R1 leży na boku, straz posypuje asfalt, zmiata ten pył z rozlanym paliwem, karetka nie odjeżdża... A mnie wszyscy stojący na chodniku pokazują sobie palcami... Tak ku....a - następny jedzie!
Aż mnie głowa rozbolała (tak, tak, babska przypadłość)... Po drodze jeszcze ulewa i burza, olałam czekanie na zasikanym przystanku... Na stacji w Kasinie zażyłam procha i do domu.
Lubię chyba samotną jazdę, bo jadę tak szybko jak chcę, nie robię innym obciachu moim moto i umiejętnościami, zatrzymuje się kiedy potrzebuję i nie martwię się innymi. Minusem jest to, że nie mam na kogo liczyć, gdyby coś jednak się stało... Przynajmniej nie od razu. I nie ma z kim pogadać na postoju... Chyba, że akurat chcę pomyśleć. Wtedy jest idealnie.
Komentarze : 7
Droga z Krakowa do Sromowców via Krościeńko jest jedną z moich ulubionych. To jest po prostu to!
No proszę, ktoś moimi szlakami jeździ :D
Zacznę chyba uważać na samotnie sunącą GS500tke ;)
Tylko prosze uważać i nie zamyślać się za bardzo o życiowych problemach. Na drodze trzeba być skupionym.
Pozdrawia kolega na Virago w "polskim" malowaniu.
LWG!
Ja tak już ze 25 lat samotnie latam i jest mi z tym dobrze :)
Bez spinki, na kolanku lub w szeregu z puszkami. Nikt nic nie musi udowadniać. Pozerzy i katalogowi motonici sami się wykruszą.
Nie martw się. Ze swoim GSem i tak jesteś dla mnie, motorowerzysty, I ligą :))))) Notabene pisałem w którymś wpisie o wypadkach i podejściu gapiów...
liczy się jazda a nie jaki kto ma sprzęt:P też znam osobników typu "mam litra nie gadam z tymi co mają mniejszy silnik" albo "tylko choper" i to najdroższy bo reszta to nie motocykle olać ich:)
Do mnie (jak leżałem na asfalcie) krzyczeli coś typu: "Giń", "Zdychaj, samobójco" itd...
Piękne gesty ze strony ludzkości
człowiek zawsze pozostanie TYLKO marnym człowiekiem. pieprzone ssaki.
Dupa nie znajomi jeśli bardziej interesuje ich czym jeździsz niż to, że mogą pojeździć z Tobą, albo że w ogóle jeździsz i lubisz to.
Też latam na jeden motocykl (solo lub z żoną). Okazyjnie z bratem się wybieramy na 2 sztuki. Jak to bracia, dogadujemy się i dlatego na motocyklach też nam się razem dobrze jeździ.
W tym tygodniu po raz pierwszy wybieram się w kilka motocykli na dłuższy wypad:
http://klurik.riderblog.pl/Na_zachod_Tam_musi_byc_jakas_impreza_,b2832.html
Zobaczymy jak będzie.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (8)
- Nauka jazdy (8)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (20)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)