23.08.2011 09:36
Hop siup - zaczynam!
Słowo się rzekło, kobyłka u płota! Romecik stoi, a ja nadal mam jakieś strachy. Nie mój, a jak go porysuję? Mąż mówi, że to nic, że po to kupił, żebym się naumiała, żebym przestała się bać, że będzie fajnie, że dam radę... No dobra... Co prawda nie mam kasku (jeszcze), ale po krótkiej naradzie kazano mi zabrać kask snowboardowy, do jazdy po placu wystarczy...
Wcześniej robiłam małe przymiarki koło domu, na plus zapisałam, że nogami dostaję do ziemi, że umiem zapiąć "jedynkę", umiem ruszyć i nawet mało majtam nogami nad ziemią.
Zostałam dowieziona do parku, w strachu wielkim, bo "plecakiem" nie bywałam często, a mój małżonek osobisty ma jakieś stare przyzwyczajenia z Komarka, jakoś jednak dojechaliśmy.
Zasiadłam na Romeciku, złożyłam podnóżek, kluczyk na Start, Engine start pyknęłam i odpalił. No to lewa noga na dźwignię zmiany biegów, na dół - jest jedynka! Pięknie się swieci na czerwono na wyświetlaczu. Tylko co teraz? Hamulec zwolniony, lekko gazu, sprzęgło puszczam powoli, jadęeeeeeee! Matko, "kangur" jak sto pięćdziesiąt, nogami macham, dlaczego to tak szybko jedzie? STOP!
Już się spociłam, tyłek się przykleił do kanapy - może na dziś już wystarczy? Nie wystarczy, jeździsz dalej!
No dobra, ta sama procedura odpalania, jedynka i do przodu. Jakieś 50 metrów ujechałam, silniczek wyje, ale dwa nie zapinam, bo się boję, wolę nie patrzeć pod nogi szukając dźwigni. Pierwszy zakręt, zawracam - bez podpierania się nie obeszło, ale jadę dalej do przodu. Mąż krzyczy "dawaj dwa, dawaj dwa!", dobra, sprzęgło, biegiem do góry, szarpnięcie, jest dwa :-) Manetkę odkręciłam - faaaajnie!
Jeżdżę w kółko, jakoś nawet nie zauważyłam, że stopy same powędrowały na podnóżki, zakręciłam, jadę z górki, zapakowałam trójkę, jadę jeszcze szybciej - frajda niesamowita :-)
Redukcja, pierwsza redukcja wyszła jakoś średnio, nie na międzygazie, szarpnęło mnie trochę, ale nie wywaliłam orła nigdzie, z powrotem trójka i rura! Rozkręciłam się, kręcę w kółko, redukuje, czas się rozpędzić. Czwórka też jakoś weszła, manetka na opór, no "szmoc" nie powala, ale dla mnie to już i tak nieźle - w końcu pierwszy raz na dwóch kółkach, samodzielnie :-)
Jakoś tak z jazdy na rowerze zapamiętałam tą tajemną technikę przeciwskrętu, więc jakoś wychodziło, jak jazda szła ok, tak manewrów placowych się boję. Jakąś marką ósemkę wykręciłam, ale tu na plac trzeba, żeby była namalowana jak wołami na biało!
Pierwszy raz uważam za udany, zmachałam się, niepotrzebnie się spinałam, zakwasy na rękach murowane. Mąż zaskoczony, że szybko załapałam, chwalił jak nie wiem co, aż pękałam z dumy! Wolę jednak ćwiczyć precyzję, pokręcić jakiś slalom, na egzaminie to ważne jest.
Plan mam ambitny - chyba dam radę. Nauczę się panować nad Romecikiem, może być trochę "po japońsku" - jako tako, zapiszę się na kurs, teorię chcę zdać do końca roku, na wiosnę praktyka. To nie takie straszne, nie ma się co bać, moto nie gryzie, nie bije. Cieszę się, że mam takie prawie-moto, na którym przynajmniej oswoję się z myślą, że mogę jeździć, że to nie problem robić rękami to, co w samochodzie robią nogi, że ogarniam, koordynuję, a nie walę do szkoły nauki jazdy zielona jak ten groszek cukrowy na wiosnę!
Będzie dobrze - mam nadzieję :-)
Idę szukać kasku!
Komentarze : 4
Sympatyczny wpis, fajnie powspominać jak się samemu siadło na kobyłka pierwszy raz, powodzenia w treningach, jak coś nie wychodzi to się nie łam tylko trenuj. Powodzenia.
Już się nastawiłam na kolejny nudnawy kobiecy wpis, a tu taka miła niespodzianka. Od razu przed oczami miałam siebie na pierwszej jeździe i ta sama ekscytacja dodaniem gazu, zmienianiem biegów i hamowaniem bez wywrotki. Świetnie opisane. Powodzenia! :-)
Dawno tak pozytywnego wpisu tu nie było :) Sama radocha z czytania :) Powodzenia :) i czekamy na więcej...
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (8)
- Nauka jazdy (8)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (20)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)